Opowiadania

Tu będę publikowała opowiadania, które oczywiście będę pisała sama. Nie będę się opierać na żadnych powieściach, innych opowiadaniach itp.
Mam nadzieję, że Wam się spodobają ;) A i żeby nie było: OPOWIADANIA NIE MAJĄ ŻADNEGO ZWIĄZKU Z MOIM ŻYCIEM PRYWATNYM!

________________________________________________

Pierwsze opowiadanie


I
     A oto ja, Nicole. Mam szesnaście lat, brązowe oczy, jak byłam mała miałam jasno brązowe włosy, ale teraz się zmieniłam i mam ciemno brązowe z jasnymi końcówkami. Wszyscy na ogół mi mówią, że jestem ładna (na zdjęciach jestem ja jak mam 6 lat i ja jaka jestem obecnie. Ostatnio mi się nie powodzi w szkole i w życiu osobistym. Każdy zadaje mi pytanie "co ty chcesz, Nicole?", jakby mieli mnie dość. Zresztą... i tak też się czuję. Myślę, że jestem nie potrzebna i wszystko w tym stylu... Kiedyś byłam otwartą nastolatką, którą wszyscy lubią i nic do niej nie mają, a teraz wszystko, ale to wszystko się skończyło i zmieniło! Jestem znielubioną "koleżanką", którą wszyscy traktują jakby jej nie znali. Jestem taka samotna... i przy tym smutna. na przerwach zawsze na ławce siedzę sama z głową zwróconą ku podłodze. Kiedyś uczyłam się bardzo dobrze, nie miałam problemów ze zdrowiem, a teraz z każdą sekundą, minutą, godziną, dniem, tygodniem, miesiącem mój stan się pogarsza. Strasznie się boje, że może to być bardzo groźne, Często doskwierają mi bóle głowy, brzucha i strasznie bolą mnie też kolana. Czasami jest to tak uciążliwe, że prawie nie mogę chodzić, a nawet jak już staje na nogi od razu upadam, bo nie mam siły. Niestety nie mogę się poradzić taty, który jest pielęgniarzem w szkole, bo wyjechał do Holandii, gdyż przyjęli go do tamtejszej szkoły. A moja "mama", a tak na serio macocha, bo moja biologiczna mama umarła jak miałam 12 lat, przestała się mną kompletnie interesować po wyjeździe taty. Strasznie mi go brakuje. Matka jest dla mnie tylko miła jak tatuś jest w domu, bo chce, żeby kupował jej różne fajne ubrania. Za to w zamian musi być ktoś kogo zaniedbuje, jestem tą osobą ja. Niestety. Ta kobieta ma całe dwie szafy ubrań, ja za to mam tylko dwie żółte już za małe bluzki, jeden taki sweterek w czarno białe poziome pasy, trzy pary skarpetek, jedne czarne bardzo obcisłe spodnie, jeden stanik i dwie pary majtek. To jest szafa szesnastoletniej dziewczyny. Wyobraźcie sobie jak muszą mnie traktować w szkole, a mój ojciec jest bogaty i stać go, żeby wybudować pięćdziesięciopiętrowy budynek, a nie stać go na wyposażenie półki córki. Już nie raz o prosiłam o to, aby wybrał się ze mną na zakupy i kupił mi modne ubrania, ale ciągle jest ta sama gadanina: "Nie mam czasu, później...". Właśnie w tych chwilach czuje się odrzucona.






II

     MASAKRA! Dzisiaj w szkole doznałam czegoś okropnego...jak oni wszyscy tak mogli!?

A może zacznę od samego początku. Wstałam dzisiaj wcześnie rano, jakoś około trzeciej. Nie mogłam w ogóle spać. Kręciłam sie  i kręciłam, brałam różne tabletki nasenne i nic nie pomogło. nie wiedziałam co mam robić przez te godziny,  w końcu do szkoły we wtorki idę na godzinę dziewiątą! Wzięłam do ręki mój telefon i słuchawki, które leżały na szafeczce obok    i zaczęłam myśleć nad moim beznadziejnym życiem. Chciałabym coś w nim zmienić, a najlepiej wszystko. Na przykład mój wygląd, cechy charakteru, styl ubierania (chociaż nie mam w czym wybierać)... a co najważniejszego chciałabym umieć pytać się o wszystko taty. Kiedyś nie miałam z tym najmniejszego problemu, ale odkąd to  się zdarzyło, bardzo się boje tego, że odpowiedź będzie niemiła i sarkastyczna. Chcę tego unikać. Ale przecież nie można się bać wszystkiego i omijać szerokim krokiem problemów. Trzeba się nauczyć stawiać im czoła. Jak zawsze mówiła moja mama. Strasznie za nią tęsknie.  


Godziny mijały, a ja leżąc na łóżku ze słuchawkami w uszach i myśląc o swoim życiu nie zauważyłam, że już ósma dwadzieścia.

- O jeeeny! Przecież ja się spóźniej. Ale w sumie po co tam iść. - krzyknęłam myśląc, że nie warto się ruszać z łóżka, żeby być wyśmiewanym i poniżanym...

Nagle ku moim oczom w progu drewnianych drzwi  mojego pokoju ukazała się postać. Była to Claudia-macocha. Jeeny jak ja jej nienawidzę. Ale dzisiaj była jakoś dziwnie miła. Czyżby coś się zmieniło..?

- Nicole, Nicole. Odkryj się. Wiem, że nie śpisz. - powiedziała łagodnie Claudia

- Co chcesz? - odpowiedziałam szorstko

- Chciałam Cię obudzić do szkoły. Wiem, że nigdy tego nie robie, ale dzisiaj jakoś nie schodzisz na dół. Stało się coś? Wiesz, że mi możesz powiedzieć.

- Od kiedy?

- Od zawsze. Wiem, że nie darzysz mnie taką sympatią, ale chce to zmienić.

- Nie będziesz mnie zmieniać! - krzyknęłam

- Dziecko! Nie będziesz się tak do mnie odzywać! Nie rozumiesz?! Chce być raz w roku dla Ciebie miła, bo dzisiaj są Twoje urodziny, ale ty oczywiście musisz wyjeżdżać ze swoimi głupimi pyskówkami!

- To dzisiaj!? O jeeny... Która jest godzina?

- Ósma trzydzieści cztery.

- O rany! Dokładnie szesnaście lat temu przyszłam na świat!

- Super...

- Przepraszam, że tak się w stosunku do Ciebie zachowałam. Nie powinnam. Ale wkurza mnie to...

- Dobra, przyjmuje Twoje przeprosiny i sorry za moje uniesienie się.- powiedziała wyjmując tort, który leżał na krześle za ścianą

Ja takie wielkie :o jak ona wyciągnęła ten tort. Ciekawe czy tata jej przypomniał, czy sama pamiętała. Stawiam na pierwszą opcję. Pfff...

- O wielkie, wielkie dzięki! Daj szybko mi go tutaj! Musze zdmuchnąć świeczki. Już mam marzenie.

- A jakie?

- Nie powiem nigdy w życiu, bo się nie spełni.

- No dobra. A jak mówiłaś słowa: "Ale wkurza mnie to..." to co miałaś na myśli, że aż Cię wkurza?

- Nie ważne!

- Ważne... Powiedz.

- Nie..

- Nicole Emily Perr masz mi powiedzieć.

- Ohhh... bo co?

- Bo... nie będziesz miała dostępu do internetu i telewizora.

- Nie zabronisz mi.

- Zabronie...

- Claudie!!

- Co?

- i tak Ci nie powiem...

- Powiesz... powiesz...

No i po tym słowach wyszła z pokoju i dała mi do końca dnia święty spokój. Poszłam do tej budy, bo może mi odpuszczą skoro są moje urodziny. Ale co ja gadam nawet nie będą pamiętać...  Nie warto próbować, ale i tak spróbuje.

     Jestem w szatni. Przebieram buty. Nagle cała klasa wchodzi do szatni i ku mojemu zdziwieniu zaczęli obdarowywać prezentami i składać mi życzenia. To było piękne. Myślałam, że to jakiś cud.

     Po całym zdarzeniu poszłam do klasy. Spokojnie, bo wyrobiłam się i była ósma pięćdziesiąt pięć. Wchodziłam powoli krok po kroku po schodach, gdy byłam już na górze otworzyłam drzwi klasy i nagle spadło na mnie wielkie wiadro zielonej mazi, rzucono we mnie tortem i podrzucono mi pod nogi kulki, przez które przewróciłam się do tyłu i jeszcze uderzyłam się w głowę o drzwi. A przy tym "wybryku" klasa krzyknęła "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NICOLE!". Nawet, gdy nauczycielka weszła do sali popatrzyła na mnie i na wszystkich uczniów srogo, po czym wybuchnęła  głośnym śmiechem. Myślałam, że to koniec!!!

     Po powrocie do domu popatrzyłam na prezenty, okazało się, że było to roztłuczone szkło w dużej ilości. Popatrzyłam na inne torebeczki, ale wszędzie było to samo! A i dopiero teraz uświadomiłam sobie co mówili do mnie uczniowie, przy "składaniu życzeń". Życzyli mi wszystkiego co złe, choroby itp... wtedy byłam taka zaskoczona i tylko słuchałam, ale nie przetwarzałam tego w swoim mózgu. Co za koszmar! Pomocy... głowa bardzo mnie boli.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz